literature

Tawerna PL

Deviation Actions

Gejda's avatar
By
Published:
532 Views

Literature Text

Nadmorska tawerna była miejscem, gdzie pośród gwaru rozmów unosiły się szerokie smugi papierosowego dymu, niczym węże wędrujące w stronę sklepienia. Sprzedawano tu tanie alkohole i zaniedbane ciała kobiecie; sprzedawano pech i fart. Niektórzy tracili tu fortuny, niektórzy tracili również siebie. Stojący za ladą otyły, łysiejący mężczyzna z wianuszkiem rzadkich włosów dookoła głowy dla częstych bywalców tego miejsca był stałym elementem jaskrawego obrazka; dla tych zaś, którzy przychodzili tu grać o życie, był Śmiercią – osobą, która mogła podarować im ostatni, dodatkowy dzień życia.
Czwórka obcych, która weszła do tawerny wyraźnie odstawała od pozostałych gości. Zwracali na siebie uwagę nie tylko schludnym wyglądem – było coś w ich sposobie poruszania się, sposobie stawiania kroków, co przyciągało wzrok niezależnie od woli, coś, co sprawiło, że człowiek za ladą uniósł głowę i wbił w nich zaciekawione spojrzenie. Trzech mężczyzn i kobieta – nerwowi, niepewni i tak boleśnie usiłujący wtopić się w tłum, że chcąc nie chcąc się z niego wyróżniali, powoli przepychało się naprzód. Barman rzadko widywał takich ludzi, i może właśnie dlatego często zastanawiał się, jakim cudem tak długo nurzając się w najgłębszym brudzie, jakie potrafiło wypluć ludzkie społeczeństwo, potrafili pozostawać poza jego zasięgiem; pozostawać w świecie, w którym niektórzy głupcy nadal wierzyli w ideały.
Kobieta niecierpliwie stuknęła paznokciem w blat tuż przed jego nosem. Była drobna i szczupła, o ostrych rysach twarzy i krótko ściętych, brązowych włosach. Otrząsnął się z zamyślenia i uśmiechnął lekko, przywołując maskę jowialnego barmana.
-Czym mogę pani służyć? –zapytał służbiście, jednocześnie przyglądając się jej towarzyszom. Wszyscy trzej byli wysocy, oprócz tego prezentowali jednak całkowicie odmienne typy – pierwszy wyglądał na żołnierza, a coś w jego oczach wyraźnie ostrzegało przed ubliżaniem. Drugi – ideał nordyckiej urody – w starannie wyprasowanym garniturze mógł uchodzić tylko za biznesmena, trzeci zaś, z przebarwieniami od farb na opalonych dłoniach musiał być malarzem.
Kobieta zmarszczyła brwi.
-Przyszliśmy tu grać –oznajmiła autorytatywnie i szybko zerknęła za siebie, szukając u mężczyzn niemego potwierdzenia.
-Chodzi pani o ten specjalny rodzaj gry? – zapytał z uśmiechem jej rozmówca. Bo choć spośród gości nowoprzybyli wyróżniali się dość wyraźnie, cechowała ich jeszcze jedna, dość niezwykła cecha: technicznie rzecz biorąc, byli martwi.
Gwałtownie skinęła głową.
-Tak. – Odparła. – Dokładnie o ten rodzaj gry.

***

Mężczyzna poprowadził ich odosobnionym korytarzem, gdzie nie dobiegały już echa pijackich okrzyków i gwałtownych wybuchów śmiechu, od których drżały okna głównej sali. Cisza, która zapanowała zupełnie nagle, sprawiła, że podążającej za barmanem czwórce dreszcze przeszły po plecach, i wydawało się, że strach o wielkich oczach wodzi lodowatymi palcami wzdłuż linii kręgosłupa. Kobieta, przed chwilą jeszcze tak pewna siebie, teraz minę miała niewyraźną i co chwilę dotykała dłoni któregoś z towarzyszy, jakby chcąc się upewnić, że nie została całkowicie sama. Echo kroków dudniło  niczym odległy głos wielkiego bębna, a wyjście poza krąg żółtawego, chwiejnego światła, który dawała świeczka, trzymana w ręku przez przewodnika nagle nie wydawało się być dobrym pomysłem. Plecy barmana kołysały się z przodu miarowym rytmem; kiedy wreszcie doszli na miejsce, mężczyzna otworzył drzwi i z dwornym ukłonem zaprosił ich do środka.
Pomieszczenie było niewielkie, brakowało w nim okien; drewniane ściany przyozdobione były jedynie uchwytami na świece i niewielką półką, na której leżał woreczek z kośćmi. Pośrodku stał stół z pięcioma krzesłami dookoła; jedno z nich, wyraźnie większe, należało do Śmierci.
Barman zapalił świeczki. Widząc, że goście wciąż stoją, niepewni rozwoju wypadków, machnął ręką.
-Siadajcie – powiedział, po czym wyjął kości i podrzucił je w powietrzu.
Kobieta odchrząknęła nerwowo, moszcząc się wygodnie na krześle.
-Z tym całym upiornym nastrojem, powinieneś znaleźć gdzieś miejsce dla, powiedzmy, wycieraczki z napisem „Strzeżcie się, wy, którzy tu wchodzicie”- wymamrotała. – Naprawdę, nie uważasz, że przesadzasz?
Wyszczerzył zęby.
-Nie – odparł z uśmiechem. – Poza tym, przy takiej okazji naprawdę przyda się trochę dramatyzmu. Które z was będzie grać pierwsze?
Rozejrzeli się niepewnie po swoich twarzach, mierząc się spojrzeniami. W końcu mężczyzna wyglądający na żołnierza uniósł dłoń.
-Ja – szczeknął krótko.
Barman skinął głową i usiadł naprzeciwko.
-Każdy z nas ma sześć kolejek – oznajmił. – Rzucamy, jak zawsze, pięcioma kostkami; kolejka to trzy rzuty, drugi i trzeci nie są obowiązkowe. Figury znasz?
Żołnierz przytaknął.
-A więc grajmy, przyjacielu – oznajmił Śmierć, po czym rozpostarł dłoń.
– Alea iacta est – szepnęła kobieta. – Kości zostały rzucone.
Gra była szybka, pełna napięcia i adrenaliny, buzującej w żyłach. Gdy skończyli, mężczyzna siedział przez chwilę, wciąż czujny i dopiero moment później uśmiechnął się radośnie, a w jego oczach pojawiły się iskry szczęścia.
-Wygrałem? – zapytał niepewnie. Barman skinął głową, obserwując go z rozbawieniem.
-Chwila, synu – powiedział, kładąc mu rękę na ramieniu, gdy człowiek zerwał się z miejsca. – Razem przyszliście, razem wyjdziecie. Kto następny?
Tym razem dłoń podniósł malarz, blednąc lekko. Zacisnął usta.
- Grajmy, przyjacielu. – powtórzył Śmierć, i ponownie rozpostarł ręce.
Ostatnia grała kobieta – opanowana i spokojna, rzucała kośćmi jak w transie, czując na plecach uważne spojrzenia pozostałej trójki. Gdy gra została w końcu zakończona, uniosła głowę i spojrzała na barmana jasnymi oczyma.
-Naprawdę masz dzisiaj pecha, co? –zapytała cicho.
Ten wstał i oparł ręce o blat stołu, patrząc na nich uważnie w zapadłym milczeniu. Za jego plecami syknęła wypalona świeca, wciąż gorący wosk powoli zastygał na posadzce.
-Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinniście wiedzieć – stwierdził poważnie. – Bo mimo, iż każde z was wygrało dzień na pożegnanie, najpierw musicie odebrać go któremuś z żyjących. Jeśli tu przyszliście, nie jest to pewnie zbyt wygórowaną ceną?
Żołnierz drgnął, przypominając sobie walki, które widział; ludzi, których zabijał. Przypomniał sobie dzieci, tulące się do matek i matki, żebrzące o kawałek chleba; pragnące tym samym kupić kilka kolejnych, cennych godzin swoim pociechom.
Malarz uśmiechnął się lekko, wyobrażając sobie młodą kobietę, której obraz malował na życzenie jej narzeczonego; chciał, by zobaczyła go, gdy tylko po raz pierwszy wejdą razem do wspólnego domu.
Biznesmen pomyślał o ludziach, którzy przychodzili do niego po radę. O ich niepewnych twarzach i kiełkującej nadziei, o marzeniach, które z nimi dzielił i które pomagał realizować.
Kobieta uśmiechnęła się smutno, wspominając matkę i siostry, które musiała zostawić; w duchu pożegnała się z nimi, żałując, że nie będzie mogła zrobić tego raz jeszcze. Westchnęła ciężko, po czym odgarniając sprzed oczu dym wspomnień, przełamała ciszę.
-Rezygnuję – oznajmiła donośnie.
Mężczyźni pokiwali głowami, po czym stanęli za nią, z odrobiną żalu patrząc na barmana, chowającego kości. Śmierć bez słowa wyprowadził ich z pomieszczenia i chyba po raz pierwszy tego wieczoru znać było w jego ruchach niepewność, a w oczach zdumienie.
Jakiś mężczyzna uderzył w blat lady szklanką z alkoholem, wychlapując jej zawartość. Drobne krople zawisły w powietrzu na sekundę, zanim nabierając szybkości roztrzaskały się o ziemię jak szkło.
-Chcę grać – oznajmił chrapliwie.
Czwórka obcych zniknęła za drzwiami tawerny.
Opowiadanie pachnące nowością, dopiero co skończone, ale muszę powiedzieć - jestem z niego dumna. Jest to najdłuższa rzecz, jaką kiedykolwiek napisałam, jak i też pierwsza o tego typu tematyce, mimo iż fantasy wielbię od lat. Inspiracją był wiersza Nikosa Chadzinikolau, niestety nie pamiętam tytułu. Mam nadzieję, że się spodoba.
© 2009 - 2024 Gejda
Comments6
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
teckelnoir's avatar
Ciekawy, fajnie przedstawiony pomysł. Twoje opowiadanie wciąga - do samego końca zastanawiałem się, na czym może polegać "ten specjalny rodzaj gry".

Myślę, że nie zaszkodziłoby napisać kilka słów więcej o bohaterach i samej karczmie. Rzeczywiście, z początku ma się wrażenie, że to typowo średniowieczny setting, a potem nagle pojawia się biznesmen.

Za to zdecydowanie brakuje mi opisu samej gry. Rozumiem, że kości nie są konkurencją, którą śledzi się z zapartym tchem, ale twoi bohaterowie po prostu zjawili się i wygrali. Żadnego wyzwania.

Zakończenie podoba mi się bardzo. Wyjaśnia wszystko, co powinno. Nie jest może wielkim zaskoczeniem, ale nie jest tez oczywiste. Przedstawiasz koncepcję gry o ostatni dzień i żegnasz się z czytelnikiem, bez niepotrzebnego przeciągania.

Ciekawe jest tez sama postać śmieci - kpiarskie, protekcjonalne podejście do graczy, a potem jego zaskoczenie, gdy rezygnują z wygranej.

Krótko mówiąc, bardzo dobry tekst.